Czasami bywa tak, że do głowy przychodzą głupie pomysły. Mówiąc głupie, mam na myśli bardziej te z kategorii szalonych, połączonych z ciekawością i chęcią przetestowania czegoś. Nie ukrywam, że w moim przypadku to już standard. Jeśli nie ćwiczę jakiejś znanej techniki, to pozostałe prace są czystym eksperymentem i wynikiem sprawdzenia czegoś, co mi się właśnie pomyślało.
Nie inaczej jest w tym przypadku. Parę tygodni temu rozpadła nam się pokrywka od garnka. Ebonitowy uchwyt kompletnie się poluzował, odpadły od niego metalowe dodatki. Śruba mocująca, jak się okazało, kompletnie przerdzewiała. Jednym słowem nie było czego ratować, ale szklana część pokrywki nadal była całkiem spoko. I leżało to sobie tak koło zlewozmywaka, i codziennie patrzyłam na te zniszczone części. Aż któregoś dnia przypadkowo spojrzałam na uchwyt szuflady i w głowie pojawiła się myśl. A może by tak iść w naprawę i zrobić uchwyt ze szkła? Pokrywkę wyrzucić przecież mogę zawsze.
Pamiętam, jak w czasach, kiedy jeszcze nie miałam pojęcia, że w przyszłości będę bawić się szkłem do takiego stopnia, zachwycałyśmy się z koleżanką szklanymi gałkami do szafek. Były to produkty jakiejś amerykańskiej pracowni. Cena jednej takiej gałki to 100$. Wtedy chciałam mieć choćby jedną, nie ważne do czego, byleby mieć. Jednak wartość zamówienia plus koszty przesyłki skutecznie mnie wtedy wyleczyły z tego pragnienia. Z głowy mi jednak nie uciekło. I właśnie to wydarzenie było moją inspiracją na ten niekoniecznie niezbędny do realizacji pomysł. Owszem, mogłam przykręcić jakąś metalową gałkę od szafki i mieć z dyni. Ja jednak nie wybieram oczywistych rozwiązań, bo zawsze do głowy przychodzą mi najpierw te nie-do-końca-przemyślane.
Tak więc jazda do Castoramy, śrubka, nakrętka i podkładka i wracamy z tematem na palnik. Pomysł na sam uchwyt już miałam, ale i dużo obaw, czy to się w ogóle powiedzie. Przed przystąpieniem do pracy wiedziałam już, co może pójść nie tak, ale o tym potem. Mimo doświadczenia postanowiłam zaryzykować. Szkło jest tak nieprzewidywalnym materiałem, że nawet doświadczony może się pomylić. Choć przeczucie nadal mówiło mi, że się raczej nie pomylę.
Uchwyt numer 1. Co mogło pójść nie tak? Powiedziałabym, że wszystko, ale to zbyt ogólne. Spodziewałam się, że szkło z metalem mogą się nie pokochać. Miałam już doświadczenie z zatapianiem w szkle kulek od łożyska i bywało różnie, mimo małych rozmiarów kulki i dużej porcji szkła. W pierwszym podejściu do tematu postanowiłam zatopić śrubę w szkle, żeby było jak w typowej gałce. Szklanej masy było na tyle dużo, że gdzieś tam w duchu liczyłam na to, że wytrzyma. Niestety, z pieca wyjęłam już popękane. Rozprężanie szkła i śrubki poszło kompletnie dwoma różnymi ścieżkami.
O ile po wyjęciu miałam tylko jedno pęknięcie, już po dwóch tygodniach pojawiło się ich coraz więcej. Jednak, żeby uhonorować pierwsze dzieło tej klasy, wykonałam mojej gałce jeszcze dwa zdjęcia artystyczne, gdzie już wyraźnie widać postępującą degradację.
Jeśli nawet mój uchwyt przetrwał by w całości, to podejrzewam, że używanie pokrywki podczas gotowania zrobiłoby swoje. Nagrzewanie się całości, ze śrubką łącznie, tak czy siak wywołałoby kolejne naprężenia w szkle. Ale do odważnych świat należy. Modyfikacja planów i znów wizyta w Castoramie.
 |
Widok uszkodzonego uchwy. Po lewej widać wyraźne pęknięcie. Po prawej strona z zanurzoną w szkle śrubą |
Tym razem kupno śrubki mosiężnej, z podkładką i nakrętką. Jednak metoda działania już nieco inna. Co prawda efekt ciut mniej atrakcyjny wizualnie, ale przynajmniej w ten sposób ma szansę dłużej się sprawdzić w swojej nowej roli. Zatem mamy klasykę-mega wielki koralik z otworem na nową śrubkę. Jest szansa, że w ten sposób ciepło nie rozsadzi szkła. Śruba ma miejsce na rozpasanie się, izolacje są, więc reszta powinna pójść gładko. A co do samej formy, to pobawiłam się tym razem emaliami. Nie jest to jeszcze do końca efekt, o jaki mi chodziło, ale ten test był wystarczający, aby wyciągnąć odpowiednie wnioski i zrobić kolejną rzecz zgodnie z założeniem.
Do wykonania wewnętrznego rysunku zastosowałam dwa rodzaje emalii, transparentne oraz kryjące. Emalie kojarzą mi się z proszkami barwiącymi, których używaliśmy w hucie. Te proszki to oczywiście nic innego jak kolorowe, drobne szkło. Po pokryciu szkłem transparentnym tworzyły fajne efekty. Pojawiały się tycie bąbelki, co nadawało całości niesamowitego wyrazu. Z emaliami dzieje się podobnie, tyle że nie można ich za bardzo wtopić. Efekt uwieczniłam oczywiście na zdjęciach.
 |
Uchwyt do garnka z transparentnego szkła. Rysunek wewnętrzny wykonany z połączenia emalii transparentnej i kryjącej |
W tej formie dałam sobie upust z rozmiarem, bo uchwyt ma prawie jakieś 5cm średnicy. No i moje ukochane bąbelki 😍 Z oryginalnej pokrywki zachowała się silikonowa uszczelka i podkładka – dołożyłam tylko mosiężną. Dlaczego mosiądz? Bo dobrze reaguje z temperaturą, a poza tym z niego wykonuje się formy do szkła, więc tak mi się to wszystko jakoś dobrze skojarzyło. Efekt końcowy? Może i trochę śmieszny, niepasujący i kontrastowy. Ale działa. I jest mój.
 |
Pokrywka zyskująca drugie życie dzięki nowemu uchwytowi |
Komentarze
Prześlij komentarz