Dlaczego nie wierzę już w "cudo-kursy" ( i co nieco o lampworku ).


        Tym razem dla odmiany temat mniej edukacyjny, a bardziej zapraszający do dyskusji, szczególnie te osoby, które w życiu próbowały stanąć "na swoim", czyli zacząć działać samodzielnie. I powiem Wam, też próbowałam to robić - WIELOKROTNIE. W sumie tak próbuję od 15 lat. 
        Początki moich starań są jak z opowieści każdego coacha - rzuciłam pracę na etacie. Na pocieszenie powiem jednak, że to nie był etat w korpo, a w miejscu, które powinno być dość twórcze, bo pracownia projektowa. Dopadło mnie wypalenie zawodowe, straciłam sens wszystkiego i po prostu to rzuciłam. Postanowiłam zająć się witrażami, a przy okazji przyplątała się też ceramika, zupełnie z potrzeby chwili. I to jakiej! Moi rodzice mieli remont łazienki i zabrakło dwóch płytek na podmianę. Okazało się, że dekor został przymocowany za nisko i schowa się za umywalkę. Więc znalazłam pierwsze lepsze warsztaty ceramiki (konkretnie: Sztukarnia w Warszawie, bo jeszcze wtedy tam mieszkałam) i zrobiłam tam dwie płytki na podmianę. Nie pozostało to bez echa i od tej pory ceramika zaczęła się gdzieś tam przewijać w moim życiu. Jednak, jak się łatwo domyślić, do sukcesu nie doszło. Miałam nazwę, która wydawała mi się całkiem spoko - Mizeria Artystyczna - co miało odzwierciedlać ten mój misz masz połączenia ceramiki z witrażem, także w jednym dziele. Spotkałam jednak osobę, która wrzuciła mój profil gdzieś na jakąś grupę i pokazała mi feedback, jak to ludzie byli zniesmaczeni nazwą itd. Dziewczyna może miała i dobre intencje, planowała rozwinąć własny biznes kreowania marek, ja miałam być materiałem do ćwiczeń, ale wtedy nie byłam na to gotowa. Nazwę porzuciłam, choć wiedziałam, że jeśli ktoś podchodzi do tego, co robię, w taki sposób, to jakbym tego nie nazwała, moim fanem nie będzie. 
        Potem przeszłam przez szereg innych cudotwórców, mentorów, pomnażaczy pieniędzy, strategów biznesu (tu padła rekordowa kwota, że za 12 tys. zł zrobią cud). Nie mam tu na myśli kursów uczących konkretnej techniki – wśród nich naprawdę można znaleźć wartościowe rzeczy. Chodzi mi o programy „dla artystów”, które obiecują, że nauczą Cię, jak się sprzedać, zbudować markę, wejść na wyższy poziom – i wszystko to w kilku prostych krokach.. I powiem szczerze, że mimo tego czasu i pieniędzy (tamto za 12k sobie darowałam), jaki poświęciłam na ten bełkot, bo tak to dla mnie brzmi z perspektywy czasu - nie żałuję. Dzisiaj potrafię zobaczyć, ile trików, gry na emocjach i zmanipulowanej treści się za tym kryje. Każdy oferujący "cudo kursy" powiela ten sam schemat: webinar z dostępnie powszechnymi treściami + wizja zagrożenia/problemu + cudowne rozwiązanie w kilku policzalnych krokach + pokazanie, że już jedna sprzedaż zwróci ci cenę kursu + presja czasu: kup, bo będzie drożej. Co mnie najbardziej rozczarowuje i dziwi jednocześnie, to kursy dedykowane dla artystów przez osoby, które nie mają z tą dziedziną kompletnie do czynienia, albo myślą, że marketing sprzedaży pasty do zębów da się zastosować także do sztuki. Dla uwiarygodnienia często pojawia się wątek, że prowadzący też są artystami – choć trudno ocenić, co naprawdę się za tym kryje.
        Jestem na świeżo po takim właśnie webinarze Artysty Sukcesu, który miał mi sprzedać wyjątkowy kurs dedykowany tylko dla artystów. Dawno nie uczestniczyłam w czymś tak schematycznym. Było tam wszystko, o czym wspomniałam powyżej, czysty funnel sprzedażowy o jakich uczą na kursach o robieniu kursów: obietnica konkretnej liczby rozwiązań, tradycyjny lejek sprzedażowy, cena z kosmosu, ale dla oglądających rabacik, oczywiście jeden sprzedany obraz pokrywa cenę kursu, no i spieszmy się z zakupem, bo potem będzie drożej. 
        Zawiodłam się na całej linii, bo od paru miesięcy śledziłam ich posty na Instagramie, które faktycznie dotykały istotnych zagadnień, ale webinar już tego nie pokazał. Na co liczyłam? Na zdobycie podstawowej wiedzy, jak zacząć współpracę z galeriami. Mam już na koncie dwie wystawy, chciałam rozwinąć się w tym aspekcie. Oczywiście, kurs obejmuje także to zagadnienie, ale na webinarze zabrakło choćby minimalnego rozwinięcia tego tematu. Na pytania uczestników także odpowiadano dość zachowawczo. A ja za dużo przeszłam, żeby kupować kota w worku. Na kogoś te metody mogą działać — ale mnie, po tylu doświadczeniach, już nie przekonują. Widzę w nich raczej powtarzany schemat niż realną pomoc. Zgodziłam się jednak z jednym – że sukces nie przychodzi sam. I to jedyna rzecz, pod którą mogę się podpisać. Praca i rozwój osobisty? Owszem. Jednak na podstawie swoich wzlotów i upadków, doświadczeń (niestety w większości negatywnych), doszłam do wniosku, którego jestem już w 100% pewna. Potwierdził to także w jednym z wywiadów Karol Okrasa (tak, ten kucharz). Ciężka praca jest potrzebna, żeby gdziekolwiek dojść. Ale jeśli nie masz szczęścia, to nie wystarczy. W sztuce tym szczęściem jest to, kiedy ktoś Cię zauważy. I wypromuje. Bo nawet najlepsze strategie i marketingowe lejki nie działają w oderwaniu od tego kluczowego czynnika. Sztuka tak nie działa.
        Nie bez powodu artyści mają swoich managerów – bo nie da się jednocześnie tworzyć i sprzedawać siebie. Przynajmniej nie tak, by obie te rzeczy były pełne. I choć są tacy, którym się to udaje – ja do nich nie należę. W webinarze, w którym brałam udział, uderzyło mnie jedno stwierdzenie-trzeba obserwować trendy, na co reaguje rynek sztuki itp. I w tym momencie zapaliła mi się lampka-czy faktycznie tak działa ten rynek? Na bazie trendów? Czy nie próbuje się na siłę wpakować sztuki w sztywne ramy marketingu? Dopasuj się, albo giń? Dziś są w modzie motylki, to wszyscy tworzymy motylki? Dla mnie to kompletny nonsens. Gdzie więc jest miejsce na wolność myśli? Na wypowiedź artysty? Czy faktycznie, żeby zaistnieć, trzeba się dopasować i mówić, tak jak wszyscy? Nie takich porad oczekiwałam od osób, które przedstawiają siebie samych jako twórców.
        Osobiście podjęłam się zadania dość karkołomnego. Zajęłam się czymś kompletnie u nas niepopularnym-szkłem palnikowym, lampworkiem. Mimo, że w Polsce na palnikach tworzy się bombki, figurki, czy naczynia laboratoryjne, nadal szkło kojarzy się powszechnie wyłącznie z hutą. Sama w ASP doświadczyłam, że to, co robię, nie jest tam zbyt popularne, mimo że jest tam pracownia palników, ale z zupełnie innym podejściem do tematu. Zatem łatwo nie jest, a jeśli dodamy do tego brak powszechnej świadomości, sprzętu, rynku oraz słaba widoczność innych twórców, którzy także tworzą w tej technice, ale są gdzieś rozsiani po kraju i nie stanowią konkretnej społeczności. Ot i mamy receptę na klęskę :) Lampwork jest dziedziną, którą ciężko zakwalifikować do rękodzieła, a nawet do sztuki jako takiej. To jest raczej technika na pograniczu sztuki i czystego rzemiosła, a rzemiosło, jak wiadomo, ma się w ostatnich latach słabo.
        Mimo wszystko nadal próbuję, raz lepiej, raz gorzej. Czasem brak psychicznej siły do działania, bo im więcej doświadczenia tym ciężej udawać i zakłamywać rzeczywistość. Jednak szkło ma tą swoistą cechę, że mimo wszystko umie czarować swoimi możliwościami, efektami. Daje ukojenie i wytchnienie. A mój blog? Powstał po to, aby edukować i przybliżyć tą technikę innym – jako alternatywę dla hutniczego szkła. Technika, która może być dostępna, namacalna, bliższa dla każdego.
        Podsumowując, w ramach samorozwoju podjęłam kolejną próbę zdobycia wiedzy, aby rozwinąć twórczość. I po raz kolejny okazało się, że to nie to - szkoda mojej energii i czasu, a także pieniędzy. Dla jasności podkreślam, że nie krytykuję kursu, bo go nie znam. Kto wie, może faktycznie jest dobry i merytoryczny. Jednak kupowałam już kursy po takich webinarach i co nieco mogę już powiedzieć. Zatem ZWRACAM UWAGĘ na sposób, który był kompletnie niespójny z tym, co pokazywano na profilu Instagrama. Z drugiej strony, jeśli kurs jest faktycznie inny od wszystkich i traktuje o sprawach istotnych dla artysty, dlaczego na litość wybrano schemat prezentacji i metodę godną sprzedaży super niezawodnego odkurzacza piorącego?
        A jak jest u Was? Czy ktoś brał udział w jakimś kursie, po którym faktycznie doszedł do czegoś pozytywnego, wszedł na wyższy poziom swojej działalności? Jestem ciekawa Waszych doświadczeń, bo wciąż zadaję sobie pytanie, że może to ze mną jest coś nie tak, a cała reszta właśnie tak działa?


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na dobry początek :)

O co chodzi z tym Lampworkiem?

Odpalamy palnik, czyli jak sprawnie ogarnąć pierwszy etap pracy.